Tytuł:
„Dziennik rumowy”
Tłumaczenie:
Krzysztof Skonieczny
Wydawnictwo:
Niebieska Studnia
Stron:
240
Recenzent: Człowiek Czynu
Autor
książki, Hunter Stockton Thompson, nazwany później Wielkim Doktorem Gonzo, był znanym
dziennikarzem, kosmopolitą i buntownikiem, twórcą stylu dziennikarskiego – Gonzo.
Czytać dzieła, które wyszły spod pióra Thompsona, to jak wejść do Narnii… i już
nigdy z niej nie wyjść.
„Dziennik Rumowy” (w oryginale: „The Rum Diary”) jest pierwszą powieścią Gonza. Powstawał przez 38 lat (1960-1998) i pierwotnie pisany był we fragmentach. Na forach poświęconych Thompsonowi mówi się, że ten fakt był jedną z przyczyn niezwykle długiego procesu wydawania książki. Dodatkowym problemem okazała się zbyt dobitna forma przekazu. Nie jest tajemnicą, że główny bohater książki, Paul Kemp, to sam autor, tyle że ukryty pod pseudonimem. Jednakże zmiana była konieczna, bo mimo łagodnego prawa na Karaibach, pan Kemp na pewno próbował złamać wszystkie zakazy. Książka jest powieścią z rodzaju lekkich i niektórych czytelników może gorszyć. Poznajemy wielki antywzór postępowania, który – nam się podoba. Nie sposób od razu nie polubić Kempa. Ironia, z którą wygłasza swoje monologi, sposób, w jaki wytyka innym błędy od razu przypada do gustu czytelnika i jest typowy dla stylu „Gonzo”.
Powieść
opowiada o tym, jak zmęczony Nowym Jorkiem dziennikarz wyjeżdża na Karaiby,
gdzie planuje odnaleźć wewnętrzny spokój i wenę do tworzenia. Ten wzniosły cel
podróży jest prawdopodobnie żartem, bo wyprawa Kempa nie będzie miała z nim nic
wspólnego, czytelnika natomiast czeka masa zabawy. W przeciągu dwóch dni dziennikarz
pakuje 30 lat swojego życia w dwie marynarskie sakwy. Puerto Rico, do którego
dociera Kemp, nie jest piękną metropolią nad wybrzeżem. Choć nietrudno znaleźć tu
bogatych bankierów czy byłych przestępców w wielkich białych domach z marmuru, bo
w mieście panuje bieda, dochodzi do buntów, aktów przemocy. Przestała obowiązywać
zasada poszanowania drugiego człowieka.
Poza
tym dziennikarz nie ma perspektyw na znalezienie lepszej pracy niż tylko w swoim
zawodzie, trafia więc do miejscowego brukowca, „Daily News”. Gazeta bardzo
szybko ogłasza upadłość, a Kemp wraz z przyjacielem fotoreporterem Bobem Salą i
młodszym „redaktorzyną” (nazewnictwo książkowe) Yeamonem lądują na bruku.
Szczęście chciało, że nie trafiło na zwykłego człowieka, a na przyszłego
doktora Gonzo, więc chyba otworzenie nielegalnej drukarni w tej zamkniętej już
pod groźbą kary, nie powinno sprawiać problemów panu Kempowi, i na pewno nie
sprawi.
Książka
ma wspaniały styl, cechuje się dużą ilością kontrastów, oksymoronów (choćby w
opisach ludzi) i metafor. Narrator pierwszoosobowy zapewnia nam wciąż nową
rozrywkę, a jego dopowiedzenia, komentarze i zwroty do własnej podświadomości
bądź próby kontaktu z samym sobą są majstersztykiem.
Powieść
jest dziełem oryginalnym i na pewno łamie konwencję biografii przygodowej. Bywa
dość subiektywna, gdyż Hunter próbuje w niej ukazać siebie jako przyjaciela
czytelnika. Chce nam doradzić jak żyć, by życie miało smak, jednak propozycje
autora należy traktować z dużym dystansem, a następnie, po głębokim
zastanowieniu, po kolei skonsultować się z lekarzem, psychologiem i radcą
prawnym.
Na
pewno nie będziemy się nudzić podczas czytania tej powieści. Choć zdarzają się
tu monotonne przemyślenia i czasem nuży nadmierne wyeksponowanie kompleksów
głównego bohatera, to ironia i żart sprawiają, że nie jest trudno przez nią
przebrnąć. Czasem można nawet nie zauważyć, że narrator już piątą stronę mówi o
tym, jak bardzo przeszkadza mu zapach nóg kolegi obok…
Mimo
mojego wielkiego uznania dla autora i naprawdę wysokiej oceny tej książki za
styl, klimat i sposób przekazu, odradziłbym ją czytać bez wcześniejszego
przygotowania. Bo póki nie zgłębimy choćby w małym procencie charakteru Huntera
S. Thompsona, nie będziemy w stanie pojąć postawy, jaką przyjmuje jego bohater.
Ponieważ książka łamie konwencje, jest oryginalna i nowatorska. Zachęcam do
lektury.
Copyright © 2013 Kamil
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz