9.10.2012

Dolina Jozafata


Tytuł:Mój Auschwitz
Autor: Władysław Bartoszewski
Wydawca: Znak
Recenzent: Maligna
Gatunek: dokumentalna
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 252


„Mój Auschwitz” został napisany w formie wywiadu Piotra M. A. Cywińskiego i Marka Zająca z Władysławem Bartoszewskim. Jest to relacja z pobytu w niemieckim obozie koncentracyjnym znajdującym się na terenie Polski – Oświęcim I. Książka ukazuje codzienność życia w niewoli, ówczesną różnicę między pozycjami Niemców i Polaków oraz okrucieństwo esesmanów w stosunku do więźniów. Oprócz wywiadu w książce znajdują się również broszury: „Oświęcim. Pamiętnik więźnia” Haliny Krahelskiej, „W piekle” Zofii Kossak, „Apel” Jerzego Andrzejewskiego, „Za drutami obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu” Ojca Augustyna.

Wszystko zaczyna się 19 września 1940 roku. Hitlerowcy organizują wielką łapankę. Rankiem przekraczają próg mieszkania i włączają osiemnastoletniego wówczas Bartoszewskiego w tłum potencjalnej siły roboczej. Władysław Bartoszewski opisuje siebie jako zwykłego szarego cywila, który nie różnił się od tych złapanych na ulicy. Niemcy wybierali głównie okularników, ponieważ według nich, co dziś wydaje się absurdalne, człowiek z wadą wzroku miał nieprzeciętny intelekt.

Pięć i pół tysiąca mężczyzn zjawia się w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau wraz z drugim transportem warszawskim w nocy z 21 na 22 września. Kierownik obozu i zastępca komendanta Rudolfa Hössa, Karl Fritzsch, powitał ich słowami: „Popatrzcie, to jest krematorium. Wszyscy pójdziecie do krematorium. Trzy tysiące stopni ciepła. Komin to jedyna droga na wolność”.

W książce historycznej „Mój Auschwitz” zostały dokładnie opisane relacje panujące między więźniami, kapo i esesmanami, reakcje na różnorodne bodźce oraz zachowania w trudnych sytuacjach. Esesmani lubili pokazywać swą przewagę, dlatego znęcali się nad, w ich przekonaniu, „podludźmi”, często doprowadzając do ich śmierci, a za przyczynę takiego traktowania podawali krzywe stanie na apelu, nieznajomość języka niemieckiego bądź… ot, zachciankę. Więźniowie nie traktowali bicia jako kary, gdyż było tak częste, że stanowiło stały element codzienności obozowej. Zamiast bać się bólu, rozmyślali o tym, którą część ciała nadstawić, aby nie umrzeć. Esesmani też stosowali szantaż: jeśli więzień nie uderzy lub nie zamorduje innego, sam zginie.

W Auschwitz-Birkenau, jak w każdym obozie koncentracyjnym, więźniowie odczuwali ciągły lęk przed oprawcami i obawę o swój los. Wśród nich dominowało wycieńczenie spowodowane pracą i małymi racjami żywnościowymi. W książce znajduje się dokładny opis planu dnia w obozie, rodzaje prac (z podziałem na lżejsze, np. praca w kuchni, oraz cięższe, czyli wymagające sprawności fizycznej, takie jak ciągnięcie walca ugniatającego szuter na placu apelowym), makabryczne tortury i system usuwania zwłok.

Nie brakuje tu mrożących krew w żyłach momentów, w których współczesny człowiek wreszcie uzmysławia sobie, jakie sytuacje naprawdę miały miejsce w obozach. Nie jest to wyciąganie człowieka z grona więźniów i katowanie go kijami podczas apelu, dopóki nie wyda z siebie ostatniego tchnienia. Jako przykład może posłużyć wydarzenie, które miało miejsce podczas świąt Bożego Narodzenia. Hitlerowcy postawili choinkę. Jerzy Bielecki w „Kto ratuje jedno życie…” opisuje ją tak: „wspaniały, dziesięciometrowy chyba świerk o grubym, gęstym igliwiu skrzył się setkami tęczowych refleksów drgających niespokojnie w mroźnym zimowym powietrzu”. W napisanej przez niego autobiografii, której fragment został zawarty w „Mój Auschwitz”, ukazana jest tęsknota za wspólnie spędzanym czasem z rodziną i nadzieja na przetrwanie i powrót do utraconych wspomnień. Kolejne zdania łamią pozytywne emocje. „Wzrok mój przesunął się z kolorowych żarówek ku dołowi i zatrzymał się u stóp świerka. Pod jego rozłożystymi konarami ujrzałem ciemny zwał leżących nieruchomo trupów”.

Kolejnym bardzo ważnym i tragicznym wydarzeniem opisanym w książce jest apel październikowy. Odbył się 28 października 1940 roku. Trwał piętnaście godzin i stał się przyczyną śmierci ogromnej liczby więźniów. Kilkudziesięciu zmarło podczas apelu. U innych skutki pojawiły się kilka tygodni później w postaci zapalenia płuc, w związku z czym również umierali. Powodem tak długiego apelu była rzekoma ucieczka więźnia, który, jak się później okazało, ukrył się w skrzyni na zwłoki, żeby odpocząć i zmarł. Apel październikowy został rzetelnie odtworzony przez Jerzego Andrzejewskiego w broszurze „Apel”, którą można znaleźć w „Mój Auschwitz”. „Andrzejewski opisał tamten apel tak, jakby patrzył na wszystko moimi oczami” – tak ocenił „Apel” Władysław Bartoszewski.

W Auschwitz nie brakowało dobrych kapo. Przykładem jest Otto Küsel, „który pomagał polskim więźniom, a potem razem z nimi uciekł z obozu”. Pełnił funkcję Arbeitsdiensta. Opuścił obóz wraz z Janem Komskim, Bolesławem Kuczbarą oraz Mieczysławem Januszewskim.

„W obozie naprawdę wszystko być może, dosłownie wszystko. Wszystko, co złe. Nie ma żadnych granic. Nie ma nic, co byłoby niemożliwe” – słowa Władysława Bartoszewskiego idealnie określają ludzką wyobraźnię i jej zastosowanie. „Mój Auschwitz” jest lekturą przeznaczoną dla poważnych czytelników, którzy interesują się drugą wojną światową, a także dla tych, którzy chcieliby poznać nie tylko muzealne zabytki Auschwitz, ale i uczucia towarzyszące jego więźniom.

Copyright © 2012 Maligna

HHHHHHHhh

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz